Josif
Wissarionowicz Dżugaszwili – pewnie to nazwisko większości z was nic nie mówi.
Mimo to na pewno zetknęliście się z tą postacią ucząc się historii, ponieważ
jest to nazwisko jednego z największych zbrodniarzy wszechczasów, znanego
szerzej jako Józef Stalin. W tej części opisu wypadu do Gruzji zabiorę was
właśnie do Gori, rodzinnego miasta tego zwyrodnialca. Ale najpierw pojedziemy
nad morze.
Nocny
pociąg do Batumi rusza z pogrążonego w mroku peronu. Żegnamy się z Tbilisi i
wygodnym wagonem sypialnym jedziemy dalej w kierunku Morza Czarnego, by
odkrywać dalej ten fantastyczny kraj, którego patronem jest święty Jerzy. Nasz
wagon jest dość nowoczesny i bardzo wygodny. Mamy dwóch współpasażerów, jeden z
nich dość szybko idzie spać, natomiast z drugim udaje się nam nawiązać dialog.
Nazywa się David i jest policjantem z Batumi. On nie tylko prawo egzekwuje, ale
też je studiuje. Po jakimś czasie rozmowa przenosi się na korytarz. Jak to w
podróży, poruszamy różne tematy. Rozmawiamy po angielsku. Dowiaduję się od
Davida, że język angielski zastąpił rosyjski w szkołach dość niedawno, za
prezydentury Michaiła Saakaszwilego.
 |
Prawie jak TGV |
 |
Pan łowi sobie rybki na czymś co pozostało z molo |
Ze
snu budzi mnie budzik w telefonie komórkowym. Za oknem widać już Morze Czarne,
które wbrew swojej nazwie jest wspaniale błękitne. Wysiadamy na stacji
Makhinjauri, ponieważ na tej pięknej nadmorskiej stacji kończy bieg nasz
pociąg. Są tu tylko dwa tory, więc nasz skład ściągany jest na postój do
Batumi. Budynek dworca jest futurystyczny i przeszklony. Od miasta Batumi
jesteśmy oddaleni ok. 15 km, dlatego mamy piękny widok na ten nowoczesny
nadmorski kurort. My jednak idziemy w przeciwnym kierunku, do ogrodu
botanicznego. Można tam zobaczyć florę, która porasta naszą planetę od
Antypodów aż po Puszczę Amazońską. Najpiękniejszym miejscem jest tutaj
niewątpliwie punkt widokowy. To, co z niego widać, jest niesamowite. Góry
pokryte egzotyczną roślinnością zdają się wyrastać z błękitnego morza. Tuż przy
linii brzegu wije się tor kolejowy. Taki rajski landszaft, jakby pejzaż
stworzony ręką najlepszego malarza, tylko pociągu brakuje. Po chwili jak na
zawołanie nadjeżdża jakaś lokalna osobówka. Przeparadowała wzdłuż wybrzeża, a
następnie zniknęła pod nami wjeżdżając do tunelu. Wędrówka po ogrodzie zajmuje
nam jakieś 3 godziny. Spod ogrodu marszrutką dojeżdżamy do centrum Batumi. To
miasto różni się od innych gruzińskich miast. Jest to przede wszystkim ośrodek
zbudowany z myślą o zamożnych turystach z Rosji czy zachodu. Nad miastem górują
hotele i kasyno, a wszystko tu jest nowoczesne i futurystyczne. Celem przyjazdu
do Batumi była oczywiście kąpiel w Morzu Czarnym. Jest ciepło, więc nie ma
przeszkód w sprawieniu sobie tej małej przyjemności. Woda jest ciepła, a dno
jest bardzo strome. Kilka metrów od brzegu nie mam już gruntu. Organizm już
schłodzony i można iść dalej. Tym razem udajemy się przejechać kolejką linową,
która zawiezie nas na wzgórze górujące nad miastem. Z góry widać znacznie
więcej, m.in. mniej reprezentacyjne części miasta, czyli typowe osiedla domów
jednorodzinnych. Przebywamy chwilę na górnej stacji kolejki, skąd rozciąga się
wspaniały widoki, z jednej strony można podziwiać strzeliste wieżowce na tle
morza, z drugiej odległe pasmo górskie. Po tej ekscytującej przejażdżce kilka
pięter nad ziemią czas udać się do delfinarium. Niestety długi marsz główną
ulicą miasta okazuje się daremny. Spóźniliśmy się i jest ono już zamknięte. W
takim razie trzeba zająć się czymś innym, czyli kolejną dzisiaj kąpielą w morzu
Czarnym, tym razem przy zachodzącym słońcu. Czas leci szybko i po kąpieli szybkie
zakupy i jazda na dworzec Makinjauri. Tam jeszcze wizytuję kabinę lokomotywy
elektrycznej WŁ11 i mimo bariery językowej rozmawiam z maszynistą na temat
kolei w Gruzji i Polsce. Tuż przed odjazdem niestety trzeba kończyć rozmowę, on
idzie do lokomotywy, by zawieźć nas do Gori, a ja idę do wagonu spać. Przed
snem chcę zjeść kolację w postaci zupki chińskiej. Wielką zaletą radzieckich
wagonów sypialnych jest samowar, dzięki któremu spokojnie można ugotować wodę.
Jest jednak pewien problem, nie ma tu pojemników na śmieci, a coś z opakowaniem
po zupce trzeba zrobić. Gdy pytam prowadnika o śmietnik, on po prostu otwiera
okno i wyrzuca papiery. Problem rozwiązany i można iść spać.
 |
Gruzińskie Miami |
 |
Kolej w rajskim krajobrazie |
 |
Tylko usiąść i podziwiać |
 |
Węzeł Gordyjski |
 |
Busz i morze |
 |
Przejście po zwalonym drzewie z którego rosną kolejne drzewa |
 |
Nowoczesne miasto Batumi |
 |
Panorama miasta |
 |
Pomarańczowe niebo nad Morzem Czarnym |
 |
Kabina lokomotywy WŁ11 |
Około
godziny piątej nad ranem trzeba niestety podnieść się z wygodnego miejsca w
wagonie sypialnym. Zbliżamy się do celu dzisiejszej podróży. Pociąg zatrzymuje
się i wysiadamy na dworcu w Gori. Niewiele spałem w pociągu, a na zwiedzanie
jest zbyt wcześnie. Z tego względu po prostu siadam na plastikowym krzesełku w
obskurnej poczekalni i na nim sobie zasypiam. W sąsiednim pomieszczeniu, które
zamknięte jest szklanymi drzwiami, stoi duży pomnik Józefa Stalina. To nie
przypadek, znajduję w mieście, w którym wychował się jeden z największych
zbrodniarzy w historii świata. W centrum miasta jest również muzeum poświęcone
tej osobie. Niestety Gruzini są dumni ze Stalina, uważają go za wielkiego
wodza, co jest jedyną wadą jaką się w nich dopatrzyłem. Do czasu otwarcia
wspomnianego muzeum pozostało kilka godzin, dzięki czemu mam czas się wyspać.
Wyspany zmierzam z Michałem do centrum miasta. Muzeum Stalina jest jeszcze
zamknięte dlatego udajemy się do położonych na wzgórzu ruin twierdzy. Gdy
zaczynamy wchodzić, przyłącza się do nas jakiś miejscowy kundel. Z góry można
podziwiać panoramę miasta. Jest stąd też dobry widok na przebiegającą przez
Gori linię kolejową łączącą Tbilisi z wybrzeżem. Oczywiście wykorzystuję to
miejsce do wykonania zdjęć pociągów na tle gór. Co ciekawe swój prowizoryczny
posterunek ma tu policja. Przebywa tu dwóch policjantów, na szczęście nie mają
nic przeciwko, kiedy pijemy sobie piwko podziwiając widoki. W międzyczasie
odłączył się od nas czworonożny miejscowy towarzysz wędrówki.
 |
Twierdza na wzgórzu |
 |
Na zamku było dobre miejsce do fotografowania kolei |
 |
A oto ten zamek |
Pod
muzeum Stalina zaczepia nas taksówkarz, który oferuje, że za dość korzystną
cenę podwiezie nas do Upliscyche – starożytnego skalnego miasta znajdującego
się 10 km od Gori. Po tym, jak potraktował nas taksiarz w Tbilisi, mamy pewne
wątpliwości, jednak po krótkim namyśle zgadzamy się. Wpływ na taką decyzję ma
fakt, że ciężko tam się dostać marszrutką. Niektóre pomieszczenia pochodzą z V
wieku p.n.e. Również z tego miejsca widoki są piękne. W dole widać pozostałości
po jakiejś wiosce. Centralnym punktem skalnego miasta jest cerkiew. Eksploracja
pomieszczeń tego historycznego miejsca zajmuje mi około 3 godzin. Skakanie po
skałach oraz zwiedzanie wnętrz sprawiło mi niemałą frajdę. Całe to miejsce
wyglądało jak sceneria do filmu o Indianie Jonesie. Co jakiś czas między
skałami przemykają jaszczurki. Tych gadów jest tu sporo. Dzisiaj są to jedyni mieszkańcy
skalnego miasta.
 |
Skalne miasto... |
 |
... i jego mieszkaniec |
W
Gori czeka mnie jeszcze jedna atrakcja, którą jest wizyta w muzeum Stalina.
Ten, kto będzie tu szukał świadectw jego zbrodni, niestety zawiedzie się.
Placówka powstała na cześć ,,wielkiego przywódcy’’. We wnętrzu można podziwiać
pomniki i popiersia Stalina, obrazy z jego wizerunkiem oraz inne pamiątki po
nim, takie jak biurko przy którym siedział i fajki które palił. Na terenie
muzeum stoi przeniesiona w to miejsce wiejska chata, w której przyszedł na
świat. Obok głównego budynku znajduje się eksponat, który szczególnie
interesuje mnie jako miłośnika kolei. Chodzi oczywiście o wagon salonkę, którą
podróżował m.in. na historyczne konferencje w Jałcie i Teheranie. W środku
wagonu jest kilka pomieszczeń. Największym z nich jest coś w rodzaju salonu,
ale są tam również sypialnia, kuchnia, toaleta oraz coś w rodzaju pomieszczenia
dla telegrafisty.
 |
Wagon Stalina |
 |
I jego fajki |
 |
A tak mieszkał młody Dźugaszwili |
Taksówkarz odwozi nas
na dworzec. Ten w przeciwieństwie do naciągacza z Tbilisi jest uczciwy, nie
podwyższa ceny. Podczas oczekiwania na pociąg do Tbilisi obok stacji przejeżdża
kilka samochodów, z których słychać głośną muzykę, a osoby w nich wymachują
przez okna białym materiałem i wszystkich dookoła pozdrawiają. Są to weselnicy.
W końcu doczekaliśmy się. Pociąg przyjechał i zawiózł nas do Tbilisi.
 |
Stacja Gori |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz