środa, 17 września 2014

Wokół czarnej wody. Część 2 - Tam gdzie Stalin chodził piechotą

Josif Wissarionowicz Dżugaszwili – pewnie to nazwisko większości z was nic nie mówi. Mimo to na pewno zetknęliście się z tą postacią ucząc się historii, ponieważ jest to nazwisko jednego z największych zbrodniarzy wszechczasów, znanego szerzej jako Józef Stalin. W tej części opisu wypadu do Gruzji zabiorę was właśnie do Gori, rodzinnego miasta tego zwyrodnialca. Ale najpierw pojedziemy nad morze.


Nocny pociąg do Batumi rusza z pogrążonego w mroku peronu. Żegnamy się z Tbilisi i wygodnym wagonem sypialnym jedziemy dalej w kierunku Morza Czarnego, by odkrywać dalej ten fantastyczny kraj, którego patronem jest święty Jerzy. Nasz wagon jest dość nowoczesny i bardzo wygodny. Mamy dwóch współpasażerów, jeden z nich dość szybko idzie spać, natomiast z drugim udaje się nam nawiązać dialog. Nazywa się David i jest policjantem z Batumi. On nie tylko prawo egzekwuje, ale też je studiuje. Po jakimś czasie rozmowa przenosi się na korytarz. Jak to w podróży, poruszamy różne tematy. Rozmawiamy po angielsku. Dowiaduję się od Davida, że język angielski zastąpił rosyjski w szkołach dość niedawno, za prezydentury Michaiła Saakaszwilego.
 
Prawie jak TGV

Pan łowi sobie rybki na czymś co pozostało z molo
Ze snu budzi mnie budzik w telefonie komórkowym. Za oknem widać już Morze Czarne, które wbrew swojej nazwie jest wspaniale błękitne. Wysiadamy na stacji Makhinjauri, ponieważ na tej pięknej nadmorskiej stacji kończy bieg nasz pociąg. Są tu tylko dwa tory, więc nasz skład ściągany jest na postój do Batumi. Budynek dworca jest futurystyczny i przeszklony. Od miasta Batumi jesteśmy oddaleni ok. 15 km, dlatego mamy piękny widok na ten nowoczesny nadmorski kurort. My jednak idziemy w przeciwnym kierunku, do ogrodu botanicznego. Można tam zobaczyć florę, która porasta naszą planetę od Antypodów aż po Puszczę Amazońską. Najpiękniejszym miejscem jest tutaj niewątpliwie punkt widokowy. To, co z niego widać, jest niesamowite. Góry pokryte egzotyczną roślinnością zdają się wyrastać z błękitnego morza. Tuż przy linii brzegu wije się tor kolejowy. Taki rajski landszaft, jakby pejzaż stworzony ręką najlepszego malarza, tylko pociągu brakuje. Po chwili jak na zawołanie nadjeżdża jakaś lokalna osobówka. Przeparadowała wzdłuż wybrzeża, a następnie zniknęła pod nami wjeżdżając do tunelu. Wędrówka po ogrodzie zajmuje nam jakieś 3 godziny. Spod ogrodu marszrutką dojeżdżamy do centrum Batumi. To miasto różni się od innych gruzińskich miast. Jest to przede wszystkim ośrodek zbudowany z myślą o zamożnych turystach z Rosji czy zachodu. Nad miastem górują hotele i kasyno, a wszystko tu jest nowoczesne i futurystyczne. Celem przyjazdu do Batumi była oczywiście kąpiel w Morzu Czarnym. Jest ciepło, więc nie ma przeszkód w sprawieniu sobie tej małej przyjemności. Woda jest ciepła, a dno jest bardzo strome. Kilka metrów od brzegu nie mam już gruntu. Organizm już schłodzony i można iść dalej. Tym razem udajemy się przejechać kolejką linową, która zawiezie nas na wzgórze górujące nad miastem. Z góry widać znacznie więcej, m.in. mniej reprezentacyjne części miasta, czyli typowe osiedla domów jednorodzinnych. Przebywamy chwilę na górnej stacji kolejki, skąd rozciąga się wspaniały widoki, z jednej strony można podziwiać strzeliste wieżowce na tle morza, z drugiej odległe pasmo górskie. Po tej ekscytującej przejażdżce kilka pięter nad ziemią czas udać się do delfinarium. Niestety długi marsz główną ulicą miasta okazuje się daremny. Spóźniliśmy się i jest ono już zamknięte. W takim razie trzeba zająć się czymś innym, czyli kolejną dzisiaj kąpielą w morzu Czarnym, tym razem przy zachodzącym słońcu. Czas leci szybko i po kąpieli szybkie zakupy i jazda na dworzec Makinjauri. Tam jeszcze wizytuję kabinę lokomotywy elektrycznej WŁ11 i mimo bariery językowej rozmawiam z maszynistą na temat kolei w Gruzji i Polsce. Tuż przed odjazdem niestety trzeba kończyć rozmowę, on idzie do lokomotywy, by zawieźć nas do Gori, a ja idę do wagonu spać. Przed snem chcę zjeść kolację w postaci zupki chińskiej. Wielką zaletą radzieckich wagonów sypialnych jest samowar, dzięki któremu spokojnie można ugotować wodę. Jest jednak pewien problem, nie ma tu pojemników na śmieci, a coś z opakowaniem po zupce trzeba zrobić. Gdy pytam prowadnika o śmietnik, on po prostu otwiera okno i wyrzuca papiery. Problem rozwiązany i można iść spać.
Gruzińskie Miami

Kolej w rajskim krajobrazie
Tylko usiąść i podziwiać 
Węzeł Gordyjski
Busz i morze
Przejście po zwalonym drzewie z którego rosną kolejne drzewa
Nowoczesne miasto Batumi
Panorama miasta
Pomarańczowe niebo nad Morzem Czarnym
Kabina lokomotywy WŁ11
Około godziny piątej nad ranem trzeba niestety podnieść się z wygodnego miejsca w wagonie sypialnym. Zbliżamy się do celu dzisiejszej podróży. Pociąg zatrzymuje się i wysiadamy na dworcu w Gori. Niewiele spałem w pociągu, a na zwiedzanie jest zbyt wcześnie. Z tego względu po prostu siadam na plastikowym krzesełku w obskurnej poczekalni i na nim sobie zasypiam. W sąsiednim pomieszczeniu, które zamknięte jest szklanymi drzwiami, stoi duży pomnik Józefa Stalina. To nie przypadek, znajduję w mieście, w którym wychował się jeden z największych zbrodniarzy w historii świata. W centrum miasta jest również muzeum poświęcone tej osobie. Niestety Gruzini są dumni ze Stalina, uważają go za wielkiego wodza, co jest jedyną wadą jaką się w nich dopatrzyłem. Do czasu otwarcia wspomnianego muzeum pozostało kilka godzin, dzięki czemu mam czas się wyspać. Wyspany zmierzam z Michałem do centrum miasta. Muzeum Stalina jest jeszcze zamknięte dlatego udajemy się do położonych na wzgórzu ruin twierdzy. Gdy zaczynamy wchodzić, przyłącza się do nas jakiś miejscowy kundel. Z góry można podziwiać panoramę miasta. Jest stąd też dobry widok na przebiegającą przez Gori linię kolejową łączącą Tbilisi z wybrzeżem. Oczywiście wykorzystuję to miejsce do wykonania zdjęć pociągów na tle gór. Co ciekawe swój prowizoryczny posterunek ma tu policja. Przebywa tu dwóch policjantów, na szczęście nie mają nic przeciwko, kiedy pijemy sobie piwko podziwiając widoki. W międzyczasie odłączył się od nas czworonożny miejscowy towarzysz wędrówki.
 
Twierdza na wzgórzu
Na zamku było dobre miejsce do fotografowania kolei
A oto ten zamek
Pod muzeum Stalina zaczepia nas taksówkarz, który oferuje, że za dość korzystną cenę podwiezie nas do Upliscyche – starożytnego skalnego miasta znajdującego się 10 km od Gori. Po tym, jak potraktował nas taksiarz w Tbilisi, mamy pewne wątpliwości, jednak po krótkim namyśle zgadzamy się. Wpływ na taką decyzję ma fakt, że ciężko tam się dostać marszrutką. Niektóre pomieszczenia pochodzą z V wieku p.n.e. Również z tego miejsca widoki są piękne. W dole widać pozostałości po jakiejś wiosce. Centralnym punktem skalnego miasta jest cerkiew. Eksploracja pomieszczeń tego historycznego miejsca zajmuje mi około 3 godzin. Skakanie po skałach oraz zwiedzanie wnętrz sprawiło mi niemałą frajdę. Całe to miejsce wyglądało jak sceneria do filmu o Indianie Jonesie. Co jakiś czas między skałami przemykają jaszczurki. Tych gadów jest tu sporo. Dzisiaj są to jedyni mieszkańcy skalnego miasta.


Skalne miasto...
... i jego mieszkaniec


W Gori czeka mnie jeszcze jedna atrakcja, którą jest wizyta w muzeum Stalina. Ten, kto będzie tu szukał świadectw jego zbrodni, niestety zawiedzie się. Placówka powstała na cześć ,,wielkiego przywódcy’’. We wnętrzu można podziwiać pomniki i popiersia Stalina, obrazy z jego wizerunkiem oraz inne pamiątki po nim, takie jak biurko przy którym siedział i fajki które palił. Na terenie muzeum stoi przeniesiona w to miejsce wiejska chata, w której przyszedł na świat. Obok głównego budynku znajduje się eksponat, który szczególnie interesuje mnie jako miłośnika kolei. Chodzi oczywiście o wagon salonkę, którą podróżował m.in. na historyczne konferencje w Jałcie i Teheranie. W środku wagonu jest kilka pomieszczeń. Największym z nich jest coś w rodzaju salonu, ale są tam również sypialnia, kuchnia, toaleta oraz coś w rodzaju pomieszczenia dla telegrafisty.
Wagon Stalina

I jego fajki
A tak mieszkał młody Dźugaszwili
Taksówkarz odwozi nas na dworzec. Ten w przeciwieństwie do naciągacza z Tbilisi jest uczciwy, nie podwyższa ceny. Podczas oczekiwania na pociąg do Tbilisi obok stacji przejeżdża kilka samochodów, z których słychać głośną muzykę, a osoby w nich wymachują przez okna białym materiałem i wszystkich dookoła pozdrawiają. Są to weselnicy. W końcu doczekaliśmy się. Pociąg przyjechał i zawiózł nas do Tbilisi.
Stacja Gori


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz