środa, 11 lutego 2015

Wokół Czarnej Wody. Część 5. Europo, witaj nam


Promienie słońca wpadające przez okno i wściekle padające mi na twarz budzą mnie ze snu. Dalej toczymy się tym samym pociągiem, czyli ,,Dogu Express’’. Ale to już końcówka naszej długiej podróży tym pociągiem. Nieubłaganie zbliżamy się do Ankary.
Takim cudeńkiem pojedziemy do Eskisehir
I jego wnętrze
W stolicy Turcji czeka nas szybka przesiadka na pociąg kolei dużych prędkości do Eskisehir, dlatego nic nie pozwiedzamy. W planach była jazda do Istambułu, ale niestety otwarcie odcinka Eskisechir – Istambuł opóźniło się z powodu kradzieży jakiegoś kabla. A myślałem, że takie rzeczy to tylko w Polsce. Zapewne jest to ciekawe miasto, ale budżet i czas niestety nie jest z gumy. Dzisiaj jeszcze chcemy dotrzeć do Stambułu. Kiedyś może wpadnę tu na dłużej. Teraz trzeba iść do kasy kupić bilet. Niestety nawet w stolicy pani w kasie bardzo słabo włada angielskim. Mimo to dość sprawnie udaje mi się nabyć bilet. Przed wejściem do pociągu szybkiej kolei YHT trzeba przejść przez bramkę skanującą bagaż, podobną do tych stosowanych na lotniskach. W ostatnich latach sporadycznie zdarzały się w Turcji ataki terrorystyczne, dlatego takie środki bezpieczeństwa na kolei dużych prędkości wydają się być uzasadnione. My kontrolę przechodzimy bez problemów i wkrótce zasiadamy wygodnie w pociągu o nowoczesnych, opływowych kształtach. Ruszamy i nasz wzrok regularnie przykuwa podwieszony na suficie ekran, na którym wyświetlana jest prędkość z którą jedziemy. Rozpędzamy się i zostawiamy za sobą stolicę. Jedziemy coraz szybciej… 100… 120… 160… 200!... Wow!!! ponad 250 km/h!!! Tak szybko pociągiem się jeszcze nie poruszałem. Słupy trakcyjne za oknem przemykają jeden za drugim. Ze względu na prędkość podróż mija nam bardzo szybko i osiągamy już stację Eskisehir. Dalszy plan na dziś zakłada podróż niestety autobusem do Bursy i dalej promem do Istambułu. W budynku dworca kolejowego znajduje się biuro autobusowego przewoźnika KamilKoc. Tam dowiadujemy się, że nasz rozkład jazdy musi ulec zmianie, ponieważ w autobusie do Bursy nie ma już miejsc. Za to z dworca autobusowego na drugim końcu miasta będzie jechał autobus tego samego przewoźnika do Istambułu. Kupujemy bilet i dowiadujemy się, jak tam dojechać. Okazuję się że tramwajem. Przy wyjściu z dworca nie widać przystanku. Przy stoliku obok jednej z restauracji siedzi dwóch eleganckich facetów, wyglądają na biznesmenów. Może znają jakiś ludzki język, w którym się z nimi dogadam? Nie zawiodłem się, jeden z nich po angielsku wskazuje mi drogę na przystanek. Z okna zatłoczonego tramwaju miasto sprawia pozytywne wrażenie. Jest tu bardzo dużo zieleni. Miłą przejażdżkę komunikacją miejską kończymy w okolicach dworca autobusowego Eskisehir. Dalej do Istambułu niestety jedziemy ,,na gumach’’. Trasa przejazdu przez dość długi odcinek biegnie obok linii kolei dużych prędkości YHT, którą mieliśmy jechać. Obserwujemy wysokie wiadukty i tunele, którymi kolej ta przecina góry. Żal nam, że nie dane było nam się tym odcinkiem YHT przejechać. Autokar, którym jedziemy, jest bardzo komfortowy i nowoczesny. W oparcia poprzedzających foteli jest wbudowany ekran, w którym można oglądać filmy oraz TV. Po kilku godzinach jazdy w końcu naszym oczom pokazuje się cieśnina Bosfor. I wzdłuż niej jedziemy ponad godzinę. W końcu przekraczamy ją w strugach ulewnego deszczu. Jesteśmy z powrotem w Europie. Z przesiadką na podmiejski busik docieramy na plac Taksim, główny plac Istambułu. Gdy tu spacerujemy, podchodzi dwójka dzieciaków, która oferuje że zrobi nam zdjęcie moim aparatem. Stanowczo odmawiam, gdybym dał im aparat do ręki, pewnie już bym go nie zobaczył. Jest już wieczór i zamiast zwiedzać trzeba szukać noclegu. I udało się mimo dość późnej pory.
Ponad 250 km na sekundę :)
I nieco wolniejszy pociąg roboczy
Kogo nazywasz suką? 
Wstaje nowy dzień i my razem z nim. Teraz trzeba iść kupić bilet Balkan Felixipass oraz zostawić bagaże w schowku na dworcu, a potem oczywiście zwiedzić miasto. Po bilet musimy się udać na dworzec Sirkeci. Przemieszczamy się komunikacją miejską, metrem i tramwajem. Stambuł jest bardzo drogim miastem, komunikacja tu też nie jest tania. Zostawiamy tu w dworcowej skrytce bagaże i kupujemy potrzebne bilety. Możemy w końcu iść coś zwiedzić. Oczywistym punktem do odwiedzenia.jest słynna Hagia Sophia. Powstała w VI wieku i była najważniejszą świątynią w Cesarstwie Bizantyjskim. Po tym, jak Konstantynopol zajęli muzułmanie, zamienioną ją na meczet i dobudowano minarety. Jest uważana za najwspanialszy obiekt architektury i budownictwa pierwszego tysiąclecia naszej ery. Ale szczerze mówiąc mi do gustu nie przypadła. Liczne dobudowy i przebudowy na przestrzeni wieków sprawiły, że dla mnie wygląda jakby była poskładana z różnych budynków. Ale to tylko moje skromne zdanie. Chętnie byśmy zwiedzili Hagie Sophię, ale cena i kolejki do wejścia skutecznie nas zniechęcają. Na szczęście naprzeciwko znajduje się inna ciekawa okazała budowla. Jest to Błękitny Meczet. Budowany został w XVII w. po to, by przyćmić zbudowaną wieki wcześniej przez chrześcijan Hagię Sophię. Nie mam pojęcia skąd nazwa Błękitny Meczet, bo błękitu tam wiele nie zauważyłem. Niezależnie od tego jest to piękny i okazały budynek, który podoba mi się bardziej niż Hagia Sophia. I co jest bardzo ważne wstęp do niego jest bezpłatny, a kolejka idzie bardzo szybko. 
Plac Taksim
Metro w Istambule
A to pociąg jeżdżący pod cieśniną Bosfor.
Słynna Hagia Sophia
A na przeciw niej błękitny meczet
Powietrzny wyścig
Przed wejściem do świątyni oczywiście należy zdjąć buty. Można je zapakować w woreczek foliowy i zwiedzać sobie meczet w skarpetkach. Wnętrze jest potężne i piękne. Obowiązuje tu podział na dwie strefy. W samym środku modlą się muzułmanie i słuchają imama. Niewierni turyści poruszają po obrzeżach budynku. Wewnątrz również nie ma za dużo błękitu. Opuszczamy meczet i w końcu możemy założyć buty. Zaraz obok znajduje się ciekawy deptak ze sklepami po jego obu stronach. Można tu znaleźć różne dobra, takie jak dywany, biżuteria, przyprawy, herbaty; tego wszystkiego jest wiele i wybór jest przeogromny. Przechodzimy i tylko oglądamy. Nic z tych rzeczy w podróży nam się nie przyda. Nic nie kupiliśmy i idziemy dalej. Następnym punktem przechadzki po Istambule jest pałac Topkapi, który był siedzibą sułtanów. Wokoło niego znajduje się piękny ogród. Niestety podobnie jak w przypadku Hagii Sophi od wejścia do środka odstrasza nas cena. Teraz udajemy się coś zjeść. Centrum miasta jest pełne turystów, a co za tym idzie i restauracji. Przed każdą z nich stoi dobrze ubrany pan namawiający do wstąpienia do jego restauracji w kilku językach. Przy jednej z nich dajemy się namówić. Przekonał nas piękny balkon z widokiem na cieśninę Bosfor i azjatycką część miasta znajdująca się po jej drugiej stronie. Na posiłek czekamy dość długo, ale dzięki temu mamy czas na podziwianie panoramy miasta. W międzyczasie by czas do podania jedzenia, na które niecierpliwie czekam, szybciej zleciał, fotografuję lądujące samoloty pasażerskie, których jest całkiem sporo. W końcu kelner przyniósł mi kebaba na talerzu w sosie pomidorowym. Po obfitym posiłku idziemy dalej. Tym razem idziemy na ciągnącą się wzdłuż brzegu ruchliwą ulicę. Również stąd jest fajny widok na azjatycką część Istambułu. Między chodnikiem a wodą jest wąski pas kamieni. Znajdują tu schronienie całe kocie rodziny, których jest tu całkiem sporo. Wieczór już się zbliża i czas już udać się na dworzec Sirkeci, skąd pojedziemy pociągiem do Bułgarii. Niestety zamiast nocnego Balkan Expressu przy peronie pojawia się autobus przed budynkiem dworca. To nim pojedziemy do Cerkezkoy, gdzie będzie czekał na nas pociąg. I rzeczywiście na tej małej stacyjce wsiadamy do jednego z dwóch wagonów sypialnych należących do kolei tureckich TCDD. Nie będziemy jechać nim długo. Na stacji granicznej oczekiwanie na odprawę przedłuża się, co nas zaczyna niepokoić, ponieważ chcemy w Bułgarii zdążyć na poranny pociąg wąskotorowy z Septemwri do Dobriniwszcze. Nie doczekujemy się tu odprawy. Musimy czekać na bułgarski autokar, którym przekroczymy granicę. Niestety i to trwa. Gdy już doczekaliśmy się naszego zastępczego autobusu, ruszamy w stronę drogowego przejścia granicznego. I ten cholerny ten cyrk trwa dalej. Bułgarscy celnicy swoim dokładnym przeszukiwaniem autokaru i bagażu skutecznie uniemożliwiają nam dotarcie do Septemwrij na czas. Zatrzymują na granicy jakiegoś Węgra i Murzyna. Ale nam pozwalają jechać dalej. Jesteśmy wreszcie w Bułgarii.

Dworzec w Cerkezkoy
Korekta: DOKTOR

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz