wtorek, 14 kwietnia 2015

Wokół Czarnej Wody część 6. Dalej jadę sam

Z autobusu który przywiózł nas z Turcji, wysiadamy o poranku na bułgarskiej małej stacyjce o
swojskiej nazwie Yabalkovo. Mały lokalny przystanek z dwoma peronami bez torów dodatkowych.
Nowoczesna stacja Yabalkovo

Na stacji Plovdiv
Zmodernizowany budynek stacyjny i wiata, elektroniczne wyświetlacze, a przy wysokim peronie czeka na nas nowoczesny szynobus. Wygląda to jakby było gdzieś w Europie Zachodniej, a nie na Bałkanach. Nie takiego pierwszego wrażenia spodziewałem się po bułgarskich kolejach. Szybko wsiadamy do pociągu i liczymy, że uda nam się przesiąść na stacj Plovdiv na pociąg do Septemwri. Niestety ten pociąg nam ucieka i musimy czekać na następny. Ta sytuacja boli szczególnie Michała, który następnego dnia rano ma lot z Sofii do Poznania z przesiadką w Londynie. Oznacza to, że nie będzie mógł się przejechać wąskotorówką z Septemwri do Dobriniwszcze. Na dworcu Plovdiv czekamy ok. godziny. Co ciekawe jest tu całkiem dobrze działające Wi-Fi. Po godzinie oczekiwania okazuje się, że będziemy podróżować nowoczesnym elektrycznym zestawem trakcyjnym, tym razem do Septemwri.
Pociąg do Septemwri
Tacy sami, a peron między nami
Co to za stacja to chyba każdy widzi :)

 W pociągu spotykamy bardzo pomocnego policjanta, który usłyszawszy naszą rozmowę na temat planu naszej wycieczki wręczył mi bułgarski sieciowy rozkład jazdy pociągów, który jak się potem okazało niewiele miał wspólnego z rzeczywistością. Na jednej ze stacji wysiadała cała cygańska rodzina. Policjant zapytał, czy w Polsce też jest ich dużo. Oczywiście potwierdziłem, że tak. Dojeżdżamy wreszcie do Septemwri, gdzie zaczyna się ok. 120-kilometrowa linia wąskotorowa do Dobriniwszcze. Ja tutaj wysiadam, a Michał jedzie dalej do Sofii. Zostaję na peronie, żegnam się z kolegą i dalej już podróżuję sam. Stacja ta nie wygląda już tak ,,europejsko’’ jak ta w Yabalkovie. Tu po prostu za budynek dworca robi brzydki postkomunistyczny moloch podobny do tych, jakie się widuje u nas. Obok niego znajduje się niewielki bar. Mam tutaj ponad godzinę na przesiadkę, dlatego udaję się do niego na zasłużony posiłek. Najedzony idę na wąskotorową część stacji. Jest ona oczywiście mniejsza od części normalnotorowej, co nie znaczy że mniej ciekawa. Na bocznym torze stoi sporo odstawionych wagonów towarowych i chyba stoją tak już dłuższy czas, bo bardzo mocno obrosły bluszczem. Wreszcie zostaje podstawiony mój pociąg składający się z czterech wagonów i dwukabinowej lokomotywy spalinowej. Takie lokomotywy wąskotorowe w Polsce nie występują. Inną rzeczą odróżniającą tą kolejkę od tych w Polsce jest fakt, że jest ona wciąż używana w normalnym ruchu pasażerskim. U nas mimo istniejącej jeszcze kilkadziesiąt lat temu rozległej sieci kolei wąskotorowych jest to niestety przeszłość. Pozostało niewiele odcinków, które obsługują tylko pociągi turystyczne. Tutaj na całym 120-kilometrowym szlaku do Dobriniwszcze pociągi wożą ludzi do pracy, szkoły czy na przesiadkę do Septemwri. Jest tu to coś, co nad Wisłą jest przeszłością.

Roślinność pochłonęła cysterny
Ten pociąg zabierze mnie do Septemwri 
 Zajmuję miejsce w ostatnim wagonie. Drzwi na końcu pociągu nie są w żaden sposób zablokowane, dlatego otwieram je i obserwuję szlak i okolice. Teren staje się coraz bardziej górzysty. Tor o szerokości 760 mm wije się niczym wąż między porośniętymi roślinnością skałami wzdłuż drogi i jakiejś górskiej rzeki, której nazwy nie znam. Po nim jedzie nasz pociąg, który w porównaniu z ogromnymi skałami jest malutki niczym zabawka. Im dalej, tym więcej tuneli i mostów. Pod jednym z wiaduktów dostrzegam tor naszej kolejki. Pociąg zjedzie trochę niżej i przejedzie pod tym samym wiaduktem. Taka sytuacja powtarza się kilka razy. Stacje na tej linii prezentują się dość dobrze, są utrzymanie w przyzwoitym stanie i nie są pokryte żadnymi bohomazami, chociaż są niestety też stacje, które odbiegają od tej reguły, ale są to nieliczne wyjątki. Gdy jest już bliżej do końca trasy niż dalej, dołącza do mnie pewien starszy pan, który jest tutejszym mieszkańcem. Nie mówi w żadnym języku, w którym mógłbym się z nim rozmawiać, z tego, co mówił, to zrozumiałem przede wszystkim, że jest Turkiem i że Turków w południowej Bułgarii jest całkiem sporo. Rzeczywiście nad mijanymi wioskami często górują minarety. Po prawie 3-godzinnej podróży docieram do stacji Dobriniwszcze. Jest to stacja końcowa tej urokliwej kolejki wąskotorowej. Linia z Septemwrij jest jedynym połączeniem kolejowym do tej miejscowości. Jest jednak pewien problem, ostatni pociąg, którym mógłbym wrócić do Septemwrij, już pojechał. Idę do budynku stacji zasięgnąć informacji na temat ewentualnych połączeń autobusowych. I tu uśmiecha się do mnie szczęście, ponieważ napotkany w owym budynku zawiadowca tej stacji okazuje się właścicielem pokoi gościnnych. Przybyłem tutaj ostatnim pociągiem, w związku z tym kończy on służbę i zabieram się z nim na miejsce noclegu. Sezon turystyczny jeszcze się tu chyba na dobre nie zaczął, bo jestem jedynym gościem u zawiadowcy, mimo że posiada on kilka pokoi gościnnych. Zostawiam bagaż w pokoju i idę przejść się po miasteczku. Moją uwagę przyciąga wzniesienie, na którym ustawiony jest kilkumetrowy metalowy krzyż. Wspinając się dostrzegłem dwie pary. Chyba przeszkodziłem im w tej romantycznej schadzce, ale w sumie niewiele mnie to obchodzi. Jest stąd ładny widok na całą miejscowość i ośnieżone szczyty w oddali. Słońce już zachodzi, a ja jutro wcześnie muszę wstać, dlatego udaję się na nocleg. 
Rzeka, droga, tor i skała 
Jedziemy poboczem
Podobny krajobraz dominuje przez większość trasy
Jeden z wielu tuneli
Akuku
Jakaś stacja i mijanka z pociągiem towarowym
A na kolejnej stacji z osobowym. Należy zwrócić uwagę na wzorowe utrzymanie budynków stacyjnych, peronów 
Minaret świadczy o tym że jest tu sporo ludności tureckiej
Panorama Dobriniwszcze 

Skoro świt udaję się na dworzec, by znów przejechać się tą fantastyczną kolejką, tym razem w drugą stronę, do Septemwrij. Znów będę miał przyjemność przejeżdżać przez tunele, wiadukty i podziwiać bułgarskie góry. Ponownie siadam w ostatnim wagonie i rozkoszuję się powolną jazdą po tej wspaniałej linii kolejowej. Po niecałych trzech godzinach znów jestem w Septemwrij. Tym razem przesiadam się tu na pociąg do Sofii. Czekam tu trochę czasu, więc obserwuję ruch na stacji. Dominują tu lokomotywy produkcji czechosłowackiej. W końcu przyjeżdża i mój skład prowadzony również lokomotywą produkcji Skody. Wsiadam do piątego, ostatniego wagonu. Po drodze mijam bardzo ładne odremontowane stacje, ale niestety również zdarzają się takie, które odstraszają swoim wyglądem. Najgorsze wrażenie zdecydowanie robi stacja Ihtiman. Paskudny budynek, prawdopodobnie z czasów komunizmu, straszy wybitymi szybami i zdemolowanym wnętrzem. Obrazu nieszczęścia dopełnia widok prowizorycznej furmanki, na której siedzi trzech chłopców. Dworzec w Sofii też nie prezentuje się szczególnie dobrze, ale oczywiście zdecydowanie lepiej niż ten w Ihtiman. Kilka godzin wolnego skłania mnie do przechadzki po mieście. Nie planowałem przed wyjazdem postoju w Sofii, dlatego nie wiem, co tu jest ciekawego do obejrzenia. Na schodach przed budynkiem dworca popisuje się grupa parkourowców. Chwilę podziwiam ich wyczyny. Idę dalej przed siebie. Po drodze napotykam na przeszkodę w postaci kompletnego rozkopania jednej z głównych ulic, prawdopodobnie w związku z budową metra. Udaje mi się to obejść i trafić w kilka ciekawych miejsc, m.in. pod pałac prezydencki i teatr narodowy. By odpocząć, zasiadam na ławce w parku, który znajduje się w pobliżu wymienionych budynków. Udając się z powrotem na dworzec, przechodzę obok meczetu, a także w pobliżu cerkwi Sweta Nadelja. Cerkiew była miejscem wydarzenia, które można określić mianem bułgarskiego 11 września. W 1925 roku właśnie w tej świątyni komunistyczni terroryści dokonali próby zamachu bombowego na cara Borysa III. Monarcha ocalał, ponieważ w chwili wybuchu nie było go w budynku, ale pod gruzami cerkwi zginęło 213 osób, a ok. 500 odniosło rany. Po tej tragedii świątynia zostało odbudowana. 
I czas wracać do Septemwri
Typowy w Bułgarii pociąg osobowy, podobnym pojadę do Sofii
Gorsze oblicze Bułgarii

Siedziba prezydenta Bułgarii
A przed siedzibą wartownik w dość ciekawym mundurze
Park w centrum Sofii, można tu usiąść na ławce i trochę odetchnąć
Meczet 
Powrót na dworzec, zakupy i mogę zająć miejsce w pociągu, którym udam się do Bukaresztu. Jest to pociąg międzynarodowy relacji Sofia-Moskwa, ale mój wagon należy do kolei bułgarskich i jedzie tylko do stolicy Rumunii, gdzie jest odczepiany od rosyjskiego składu. Bezprzedziałowy wagon, którym mam przyjemność podróżować, bardziej nadaje się do połączeń regionalnych niż międzynarodowych. I rzeczywiście zdecydowana większość pasażerów podróżuje z Sofii do miast w północnej Bułgarii położonych na trasie przejazdu. Otwieram piwko i spoglądam sobie przez otwarte okno na niesamowite skały górujące nad szlakiem kolejowym. Gdy tak sobie podziwiam widoki i popijam zimnego browarka, przysiada się do mnie wąsaty facet w średnim wieku. Gość chce ode mnie odkupić ostatnie piwo, jakie mam, a do Bukaresztu jeszcze daleko. Odmawiam sprzedaży, mimo że ten spragniony jegomość oferuje mi cenę dwukrotnie wyższą niż ta, za którą owe dobro zakupiłem. Niestety usiłuję on mi zapłacić bułgarskimi lewami, z których i tak nic nie będę miał w Rumunii. Wąsacz pozostaje nieugięty przez dłuższy czas, więc próbuję negocjować podwyższając kwotę, jaką jest gotów dać za puszkę chmielowego napoju. Po kilku minutach tej komicznej sytuacji przegląda się już cały przedział. Chciałem wytłumaczyć mu, że nie potrzebuję lewów w Rumunii po rosyjsku, ale niestety nie zrozumiał. W końcu się poddał i przesiadł się z powrotem na swoje miejsce. Wysiadł w Pleven, gdzie zapewne spokojnie mógł zaspokoić pragnienie. Zbliża się wieczór, a wraz z nim na niebie pojawiają się burzowe chmury. Teraz nie podziwiam już krajobrazu, a uderzające w ziemie błyskawice oraz potężne błyski w chmurach. Mimo niebezpiecznej pogody pociąg podąża dalej w stronę rumuńskiej granicy. Jutro rano będę w Bukareszcie.


Szynobus i skały 
Korekta: DOKTOR

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz